Andrzej Priadka
Szanowny Panie,
imiona, o których Pan pisze, w większości wypadków przyszły do nas z łaciny; część z nich jest rdzennie łacińska (Flawiusz, Wergiliusz/Wirgiliusz, Amadeusz, Klaudiusz), część zaś dostała się do łaciny z innych języków, w tym często z greki – a do greki często dostawała się z hebrajskiego lub aramejskiego (np. Kajfasz, Judasz, Mojżesz). To, co je łączy, to fakt, że w łacinie (i w grece) wszystkie kończą się na samogłoskę, po której następuje -s: Flavius, Vergilius/Virgilius, Amadeus, Claudius, Calaphas, Iudas, Moses/Moyses. Przy czym imiona, których ostatecznym źródłem jest język hebrajski lub aramejski, zazwyczaj pierwotnie tego -s nie miały (np. hebr. קַיָפָא, Kajafa, יְהוּדָה, Jehuda, מֹשֶׁה, Mosze), ale zostało im ono przydane w wersji greckiej (gr. Καϊάφας, Kaïáphas, Ἰούδας, Ioúdas, Μωσῆς/Μωϋσῆς, Mōsē̃s/Mōÿsē̃s); Grecy mieli bowiem zwyczaj dodawać do zapożyczonych słów swoją rodzimą końcówkę, w tym wypadku właściwą dużej grupie rzeczowników męskich końcówkę mianownika liczby pojedynczej -s – w ten sposób dostosowywali je do wzorców odmiany, które znali, do których byli przyzwyczajeni; podobnie czynią dziś Litwini, dla których np. Brad Pitt to Bradas Pittas. I te właśnie wersje greckie przejmowali Rzymianie, dla których zresztą końcówka -s była bardzo wygodna, bo dobrze ją znali z łacińskich słów rodzimych (nawiasem mówiąc, fakt, że i łacina, i greka, i litewski mają w mianowniku liczby pojedynczej dużej grupy rzeczowników męskich końcówkę -s, nie jest przypadkowy, gdyż wszystkie te trzy końcówki wywodzą się z tej samej praindoeuropejskiej końcówki *-s; gdyby nie fakt, że w językach słowiańskich w pewnym momencie zanikły wszystkie spółgłoski stojące na końcu wyrazu, zapewne widzielibyśmy to -s do dziś także i po polsku).
W efekcie więc wszystkie te imiona przychodziły do języka polskiego zakończone na samogłoskę i -s, tzn. -us, -eus, -as, -es, -is. A w języku polskim były one zmieniane na dwa sposoby:
1) odcinano ostatnią samogłoskę i -s, np. Martinus > Marcin, Dominicus > Dominik, Sebastianus > Sebastian;
2) zmieniano końcowe -s na -sz, np. Iulius > Juliusz, Lucas > Łukasz, Thomas > Tomasz.
W okresie staropolskim, czyli do końca XV w., metoda pierwsza była znacznie częstsza. Od XVI wieku, pod wpływem zachodnioeuropejskiego renesansu i tendencji do powrotu do łaciny zaczęto częściej stosować metodę drugą, gdyż imiona w ten sposób powstałe zdawały się bliższe ich łacińskim pierwowzorom. Niekiedy zdarzało się nawet, że to samo imię zapożyczano dwa razy, przy czym wersja starsza miała postać krótszą, młodsza – dłuższą, np. Matthaeus > Maciej, Mateusz, Horatius > Horacy, Vergilius > Wergili, Wergiliusz.
Takie tendencje dotyczyły zresztą nie tylko zapożyczonych z łaciny imion własnych, lecz także rzeczowników pospolitych: w staropolszczyźnie częściej napotykamy postać krótszą, np. adventus > adwent, conventus > konwent, commentarius > komentarz, natomiast od XVI wieku pojawia się więcej form w postaci dłuższej, np. animus > animusz, fundus > fundusz, clavis > klawisz.
Tendencja do zastępowania łacińskiego -s przez -sz przestała być aktywna w wieku XIX, a zatem wyrazy zapożyczone wtedy mają już -s, np. minus > minus, plus > plus, primus > prymus, spiritus > spirytus.
Dlaczego jednak w ogóle usuwano samogłoskę i -s z mianownika, i dlaczego zmieniano -s na -sz?
Zasadniczo z podobnych powodów, dla których Grecy czy Litwini dodawali do obcych imion -(a)s. Są to przykłady tzw. adaptacji morfologicznej, czyli włączania zapożyczanych wyrazów do pewnych schematów obecnych w języku zapożyczającym – tak, aby ich forma budziła skojarzenia z tymi samymi funkcjami, co forma pewnych wyrazów rodzimych, i aby można je było odmieniać w podobny sposób, co pewne wyrazy rodzime, słowem: aby zostały wprzęgnięte w system gramatyczny i składniowy języka zapożyczającego. Dokonuje się to przez wymianę cząstek gramatycznych (przyrostków, końcówek fleksyjnych) występujących w wyrazach obcych na cząstki gramatyczne występujące w wyrazach rodzimych.
Przykładowo, w języku staropolskim nie było przyrostka -us; istniał natomiast przyrostek -usz, za pomocą którego tworzone były liczne imiona rodzime powstałe od przymiotników lub rzeczowników, np. biały > Białusz, chory > Chorusz, dobry > Dobrusz, drogi > Drogusz, gniew > Gniewusz, goły > Gołusz, jary > Jarusz. Niewiele z nich przetrwało do dziś – jednym z nielicznych jest Bogusz (od Bog- ‘Bóg’; imię to często przyjmowały osoby świeżo ochrzczone, na przykład konwertyci z judaizmu). Gdy więc pojawiało się w polszczyźnie imię obce zakończone na -us, jego forma nie była dla polszczyzny „naturalna”, tak jak była naturalna dla łaciny, w której -us było zakończeniem mianownika liczby pojedynczej najliczniejszej grupy rzeczowników rodzaju męskiego. Zakończenie -us zmieniono więc na „swojskie” zakończenie -usz, kojarzące się z wieloma imionami rodzimymi. Podobny proces zaszedł w wypadku imion zakończonych na inne samogłoski, po których następowało -s.
Z wyrazami szacunku
Kamil Pawlicki