Agnieszka
Szanowna Pani,
rzeczywiście – istotą eufemizmów jest zastępowanie słów i konstrukcji dosadnych łagodniejszymi. Robimy to po to, by nie sprawić komuś przykrości, nie wprowadzać do wypowiedzi niepotrzebnego ładunku emocjonalnego, nie łamać tabu, nie brutalizować wypowiedzi itd. Powstrzymujemy się przed mocnymi sformułowaniami, bo bierzemy pod uwagę uczucia innych. Eufemizmy służą więc delikatności i trosce o to, co lubię nazywać bezkolizyjną komunikacją, opartą na szacunku do odbiorcy (nawet jeśli jest on w danej sytuacji naszym oponentem). Z tego powodu mówimy kurczę pieczone (a nie: kurwa mać), mówimy, że gdzieś nie pachnie najpiękniej (a nie: śmierdzi), że ktoś chyba się pomylił w ocenie sytuacji (a nie: pieprzy głupoty), że różnimy się z kimś w opinii na dany temat (a nie: uważamy kogoś za idiotę) itd. Eufemizmy są więc komunikacyjnie przeciwstawne wulgaryzmom, brutalizmom i inwektywom.
Warto zwrócić uwagę, że kanoniczne użycie eufemizmu idzie w parze z odpowiednią intencją nadawcy tekstu. Jeśli jej brakuje (bo na przykład tekst jest pisany bądź mówiony po to, by komuś dokuczyć, kogoś obrazić itd.), słowa eufemistyczne, zwłaszcza zestawione z ich mocnymi odpowiednikami, stają się narzędziem swego rodzaju ataku. Sądzę, że tak się właśnie stało w przytoczonym przez Panią fragmencie tekstu.
Jeśli chodzi o drugą sprawę, to niewątpliwie użycie kolokwializmów w tekście oficjalnym jest błędem stylistycznym. Od liczby i rodzaju tych kolokwializmów zależy to, jak dany błąd scharakteryzować i jak ocenić jego wagę.
Łączę wyrazy szacunku
Agata Hącia